Mroczna Wieża II: Powołanie Trójki | Recenzja


Western nigdy nie należał do moich ulubionych gatunków. Jednak King nigdy mnie nie zawodzi. Idealne połączenie westernu, fantasy i oczywiście horroru, który swoją drogą uwielbiam. W trakcie czytania byłam naprawdę mile zaskoczona, w końcu pod koniec pierwszego tomu zaczęło mnie wciągać. A drugi tom? Pochłonął mnie totalnie! Pomijając fakt, że przez studia nie miałam za wiele czasu na czytanie, nie mogłam się oderwać od niego. Naprawdę wciąga!

Po konfrontacji z człowiekiem w czerni rewolwerowiec Roland Deschain budzi się na brzegu Morza Zachodniego i odnajduje troje drzwi. Po przejściu przez każde z nich trafia do tego samego miejsca - Nowego Jorku - ale do innego momentu w czasie. W spotkanych za drzwiami ludziach - Eddiem Deanie, Odetcie Holmes i Jacku Morcie - widzi sprzymierzeńców w misji rozwikłania Tajemnicy Mrocznej Wieży. Decyduje się zabrać ich do swojego świata. Dziwna z nich drużyna - narkoman, schizofreniczka i... seryjny zabójca.


Czytając pierwszy tom Mrocznej Wieży strasznie intrygował mnie człowiek w czerni. Uwielbiam czarne charaktery. Im bym dalej poza zasięgiem Rolanda, tym moje zainteresowanie nim rosło. Tak już mam. Szczerze mówiąc, był on jedyną postacią, która trzymała mnie przy lekturze. 

Powołanie trójki jest o wiele lepsze. Przy nim nie miałam ochoty odłożyć książki na bok, bo mnie już męczy, co zdarzało mi się przy pierwszej części, ale usilnie próbowałam czytać dalej, bo Hej! W końcu to twój ukochany autor! I nie żałuję, że trochę czytałam na siłę. 

W drugim tomie nie tylko pojawiają się nowi bohaterowie, co również postacie. Homarokoszmary - zmutowane homary, które były równie głupie, niebezpieczne, co smaczne. Tak, dzięki ich mięsu ta trójka mogła przeżyć. 

Eddie... jak już mówiłam, mam słabość do czarnych charakterów. Mimo że on nie był jednym z nich, co prawda dopiero po przejściu do świata Rolanda, nadal miał coś w sobie czarnego. Ćpun, który z wielkim trudem, i dużą pomocą rewolwerowca przezwyciężył uzależnienie. Brawo! Chociaż z drugiej strony, na pustyni nie miał innego wyjścia, no chyba, że śmierć. 

Schizofreniczka, Odetta, a także Detta, która długo nie mogła się pogodzić z tym, że znalazła się w zupełnie innym świecie, i to nie z własnej woli. Podejrzewam, że gdyby miała wybór, nie przeniosłaby się. Można powiedzieć, że była najbardziej pokrzywdzona przez los - schizofrenia, kalectwo, a do tego afroamerykanka. Nie, nie jestem rasistką. Nie ja, ona. Nienawidziła białasów, a Rolanda to już w szczególności. No cóż, nie trudno się dziwić. 

No tak, był jeszcze Jack. Można powiedzieć, że był... wyjątkowy? Nie mam pojęcia jak to określić. Był powiązany z Odettą, a właściwie z jej kalectwem. Był także odpowiedzialny za śmierć Jake'a, chłopca z pierwszej części. Był seryjnym mordercą. Ale to właśnie dzięki niemu rewolwerowcowi udaję się zdobyć leki i amunicję. 

To właśnie ta trójka sprawia, że opisana wędrówka Rolanda nabiera tempa, chociaż jeszcze wiele dzieli go od człowieka w czerni. Powołanie trójki pozostawia wiele pytań bez odpowiedzi, to fakt. Jednak liczę na to, że w kolejnych częściach się wszystko wyjaśni. Co ważne, czyta się dużo lżej i przyjemniej niż pierwszy tom. Akcja toczy się szybciej i ciekawiej, co sprawia, że od tej książki nie sposób się oderwać. A fakt, że rewolwerowiec nie za bardzo odnajduję się w innym świecie dodaje tylko uroku. 

Mam nadzieję, że chociaż trochę zachęciłam do lektury, a sama zabieram się za trzeci tom - Ziemie jałowe

Naprawdę polecam! ;) 

Komentarze