Mroczna Wieża I: Roland | Recenzja

Człowiek w czerni uciekał przez pustynię, a rewolwerowiec podążał w ślad za nim.
Tym właśnie zdaniem zaczyna się siedmiotomowa saga fantasy Mroczna Wieża. 

O serii Mrocznej Wieży słyszałam wiele. Wiele dobrego. Postanowiłam jednak wyrobić sobie własną opinię. Sięgnęłam po nią jeszcze z jednego powodu - autora. Tak, uwielbiam Kinga! Był pierwszym autorem, którego pokochałam, a właściwie jego książki. ;) Poza tym, saga ma imponującą szatę graficzną. Seria wydana przez Albatros oferuje jeszcze więcej treści, niż poprzednie wydanie, a to wszystko za sprawą dodatkowemu opowiadaniu Siostrzyczki z Elurii.
Na jałowej ziemi przypominającej planetę po apokaliptycznej zagładzie pozostały tylko ślady dawnej cywilizacji. Roland Deschain, ostatni z dumnego klanu rewolwerowców, przemierza ten złowrogi, zamieszkany przez mutanty, demony i wampiry świat, ścigając człowieka w czerni. Wierzy, że ten posiadł tajemnicę Mrocznej Wieży – centrum wszystkich światów, miejsca, w którym być może uda się rozwiązać zagadkę czasu i przestrzeni i odkryć tajemnicę istnienia.
Pierwszy tom wprowadza czytelnika w świat Rolanda, ostatniego rewolwerowca, który przemierza rozległą pustynie, by dopaść Człowieka w Czerni - Waltera. Sama pustynia opisywana jest jako piekielnie gorąca, martwa a do tego pusta przestrzeń, na której nikt nie byłby w stanie żyć. Roland to silny i zręczny mężczyzna, który ma jeden cel w życiu - dotarcie do Mrocznej Wieży i odkrycie skrywanych przez nią tajemnic, które umożliwią osiągnięcie pełni. Staję się to jego obsesją. Chociaż sam bohater nie wie, czym jest właściwie owa Wieża. Wie jednak, że jedynym sposobem, jedyną osobą, dzięki której może poznać prawdę, jest człowiek w czerni. Podążając za jego śladem, Ronald jest świadkiem wielu niezwykłych, a zarazem dziwnych wydarzeń. Również sam zostaje wystawiony na próbę. I to nie raz.

Bohater podczas swojej wędrówki musi stawić czoło różnym stworzeniom. Spotyka szalonych osadników, gadającego kruka, a nawet zamieszkujące podziemia mutanty. Poznaje również Jake'a, chłopca pochodzącego z Ziemi, którego wpycha w otchłań.

Rewolwerowcowi, po długiej, usłanej wszelkimi dziwnymi wydarzeniami i cierpieniami, udaje się w końcu dopaść człowieka w czerni. Walter przepowiada Rolandowi przyszłość za pomocą kart tarota. Karty wyraźnie ukazują trzy postacie: Więźnia, Władczynię Mroku oraz Śmierć, z którymi spotka się w kolejnym tomie, Powołanie Trójki.

Autor ukazuje nam wędrówkę Rolanda za pomocą dwóch form. Nie tylko opisuje nam jego zmagania w czasie teraźniejszym, ale także za pomocą wspomnień bohatera, które są bardziej złożone i ciekawsze. Chociaż przeskakiwanie pomiędzy wydarzeniami może się wydawać nieco chaotyczne, to jednak dodaje całego uroku. 


Załączone opowiadanie
Siostrzyczki z Elurii, które jest równie imponujące i oderwane od rzeczywistości. Jego akcja rozgrywa się przed wydarzeniami z Rolanda i doskonale uzupełnia historię Rolanda.


~~~

Osobiście, z początku podczas czytania Rolanda, nie wciągnęło mnie, nawet mogę powiedzieć, że książka była nudna... Jednak z uwagi na autora, nie mogłam się poddać. Wiedziałam, że dopiero się rozkręca. I nie myliłam się! ;) Mimo, że western to nie mój klimat, nie żałuję, że sięgnęłam po Mroczną Wieżę. Książka okazała się świetna, chociaż ciężko mi było wniknąć w ten przedziwny świat. Cały ten tom jest poświęcony pogoni za człowiekiem w czerni, przeplatający się z kilkoma ciekawymi zwrotami akcji. Książka mi się ciągnęła, to fakt. Jednak już na sam koniec wciągnęłam się na dobre. 

Z całym sercem mogę wam powiedzieć jedno - warto! 
Warto, bo tuż po przeczytaniu pierwszego tomu czułam ogromny niedosyt. Serię polecam wszystkim. Wierzę, że się nie zawiedziecie, i nie warto się zniechęcać na samym początku. Po prostu z kolejnymi stronami coraz bardziej się zagłębiamy w tym jakże dziwnym i odległym świecie. 

Komentarze