Stephen King i 'Misery' | Recenzja



Zawsze marzyłam by stać się sławną pisarką. Być kimś, kogo chcą czytać. Sława, pieniądze, wielbiciele. Któż by nie chciał? Czasami jednak wielbiciele stają się przekleństwem. Takim właśnie szczęściarzem był Paul Sheldon, autor tandetnych romansideł. 

Misery jest jedną z tych książek, których ekranizację widziałam przed przeczytaniem powieści. Czy ma to wielki wpływ na książkę? Oczywiście. Czy tym razem pozytywny?
Paul Sheldon jest autorem poczytnych tandetnych romansideł. Jego cykl o Misery Chastain zdobył ogromną popularność. Autor miał jednak już dość swojej bohaterki i w ostatniej powieści ją uśmiercił. Teraz postanowił zająć się pisaniem poważniejszych książek. Pewnego razu podczas zamieci śnieżnej jadąc po pijanemu samochodem uległ poważnemu wypadkowi. Odzyskał przytomność dopiero w stojącym na odludziu domu Annie Wilkes, byłej pielęgniarki uwielbiającej jego książki o Misery. Pobyt w domu Annie zamienia się w prawdziwy koszmar, gdy kobieta wraca z miasta z ostatnią książką Paula... 
Powieść została zekranizowana w 1990 roku, zaś Kathy Bates za rolę przerażającej Annie otrzymała nagrodę Oscara.
Kiedy Paul Sheldon, autor dziewiętnastowiecznej serii książek o Misery Chastain, ulega poważnemu wypadkowi, nawet nie podejrzewa, że oto właśnie rozpoczyna się jego osobisty koszmar. Kiedy odzyskuje przytomność odrywa, że znajduje się w domu Annie Wilkes, jego najzagorzalszej fanki. Annie jest zakochana w jego powieściach, kiedy jednak odkrywa, jaki los spotkał jej ukochaną bohaterkę, rozpoczyna się horror.
Paul szybko odkrywa, że jest więziony, jego wybawczyni uzależniła go od lekarstw, a jego zmiażdżone nogi wcale nie są największym problem. Mężczyzna szybko zdaje sobie sprawę, kim była jego fanka, i od tej chwili rozpoczyna się walka o życie. 
Mały dom na odludziu i dwójka bohaterów. Świat Paula ograniczony do czterech ścian jego własnego więzienia. Tylko on i jego największa fanka. Czy Paul wyjdzie z tego żywy? 
Odważny człowiek potrafi mysleć. Tchórz - nie.
Z początku akcja powieści toczy się powoli, wręcz usypiająco, taki narkotyczny sen. Jednak z czasem wszystko ożywa. Akcja przyśpiesza, narasta napięcie, razem z bohaterem odczuwamy, że kończy mu się czas. Pisarz musi wykazać się kreatywnością i sprytem, by ujść z życiem. 

Stephen King stworzył niewiarygodną historię o tym, co dzieje się z człowiekiem, kiedy świat fikcji miesza ze światem rzeczywistym, a przywiązanie zmienia się w obsesję i życie bohatera, staje się życiem czytelnika. Autor doskonale nakreślił portrety psychologiczne bohaterów, zagłębił się w ich psychikę, można nawet powiedzieć, że razem w Paulem odczuwamy jego ból, zarówno ten fizyczny, jak i psychiczny. Osobiście spodobało mi się ograniczenie do niewielu postaci i miejsca akcji, dzięki temu możemy być jeszcze bliżej bohaterów, bardziej ich wyczuć. 
Nie potrzebował psychiatry, żeby stwierdzić, iż pisanie miało swoją autoerotyczną stronę- zamiast walić konia, tłuczesz w maszynę do pisania , przy czym jedno i drugie polega na szybkości i sprawności dłoni oraz na szczerym zaangażowaniu w sztukę samozaspokojenia.
Misery to psychologiczny thriller o uzależnieniu, szaleństwie, natchnieniu i obsesji. Historia trzyma czytelnika w napięciu, a ze względu na swój realizm jeszcze bardziej przeraża. Fakt, książki może nie czyta się szybko i łatwo, jednak zawarta w niej historia jest niezwykła. 

Jak już wspomniałam, zanim zabrałam się za książkę, nie raz oglądałam jej ekranizację i jeszcze nie raz obejrzę. Lubię go. Jednak czytając powieść w głowie nadal miałam sceny z filmu, przez co, niekiedy miałam zbyt wygórowane wymagania co do książki. Mimo wszystko, zarówno film, jak i jego pierwowzór jest warty uwagi, jednak polecam zacząć od książki. ☺

Moja ocena: 7/10

A wam podobała się Misery? I co wywarło na was lepsze wrażenie, film czy książka? ☺

Komentarze