Nowy rok w polu? Czyli 'W wysokiej trawie' - recenzja


Kiedy oczekiwania zderzają się z rzeczywistością, pozostaje tylko ból i rozczarowanie. Gdy wystrzałowy sylwester okazuje się niewypałem, mój zaspany mózg wpada na genialny pomysł: Poczytaj sobie, a co! No więc, jak tu go nie słuchać, kiedy mądrze prawi? 

No cóż, jakiekolwiek książki brak, czytnik na został na chacie, ale chwała za telefon! Szukam i szukam, już tracę jakąkolwiek nadzieję, aż tu nagle, jest - King, i to nie sam! I tak nowy rok rozpoczęłam W wysokiej trawie. Czy to aby na pewno był dobry wybór? Dowiecie się na końcuTylko jedna myśl nie dawała spokoju Po jaką cholerę najpierw obejrzałam film!? Ach, ten Netflix. Czy Stephen King i Joe Hill dają radę?
Cóż mogłoby się wydarzyć na polu wysokiej trawy? W świecie Stephena Kinga wspomaganego przez jego syna Joe Hilla – wszystko, co tylko podpowie Ci owładnięta strachem wyobraźnia...
Cal i Becky to kochające się rodzeństwo. Kiedy Becky zachodzi w ciążę na pierwszym roku studiów, brat decyduje się jej pomóc i odwieźć siostrę do rodziny w drugiej części Stanów. Przejeżdżając przez Kansas słyszą wołanie o pomoc, które dobiega z przylegającego do szosy wielkiego pola traw. Zatrzymują się na parkingu przy kościele pod dziwnym wezwaniem Czarnego Kamienia Odkupiciela. W pobliżu nie ma nikogo, a dziecinny głos dobiega z niedaleka, więc decydują się wejść w gąszcz i wyprowadzić chłopca na bezpieczną drogę. Jednakże Becky i Cal szybko gubią się w trawie. Spotkanie z ludźmi w niej żyjącymi będzie dla nich zabójcze...
Okej, historia zaczyna się dosyć ciekawie. Cal i jego ciężarna siostra Becky, jadą samochodem w rodzinne strony, słysząc dochodzące z pola wołanie chłopca o pomoc, zatrzymują się. Okazuje się, że chłopiec nie jest tam sam. Nie wiedząc, co ich czeka, postanawiają wejść wprost objęcia wysokiej, niemal dwumetrowej trawy. Wkrótce chęć pomocy okaże się zabójcza. Czy uda im się ich ocalić? Czy sami wyjdą z tego cało? Noo, tego to musicie się sami dowiedzieć.

Kiedy biorę do ręki książkę Kinga, zawsze, ale to zawsze, mam wielkie oczekiwania. W końcu to mistrz, mój ukochany pisarz. Nie ukrywam, że i tym razem liczyłam na coś dobrego, na coś, co wywoła u mnie gesią skórkę. Mroczny klimat, napięcie, świetnie zarysowane postacie. To wszystko tu znajdziecie. Owszem, jednak tylko na początku. 

Niespełna 50 stronicowe opowiadanie to prosta, intrygująca historia, wszytko zapowiada się naprawdę ciekawie. Z napięciem wchodzimy wraz z bohaterami w głąb pola, szukając biednego chłopca, by po chwili stwierdzić, że chcemy odłożyć opowieść. Napięcie opada, mroczny klimat pryska, a całość staje się przewidywalna. Oczywiście mamy tu kilka przeraźliwych opisów, znalazły się także zwroty akcji, a przede wszystkim schematy, często wykorzystywane przez Kinga. Jednak przewidywalne zakończenie i brak porządnego nastroju robi swoje. 

Choć krótkie, to niesamowicie nudne i dłużące się. Pragnęłam tylko, jak najszybciej dość do końca, by w końcu móc je odłożyć. Zdecydowanie oczekiwałam zupełnie czegoś innego, czegoś lepszego. 

To nie jest Stephen King, którego lubię. Także, nie polecam. 

Chociaż pewnie znajdą się też tacy, którzy byli tym opowiadaniem zachwyceni. Jeśli tak, to czym? Czy jest tu coś, czego nie dostrzegłam? Piszcie w komentarzach! 😉

Btw, film wcale nie był lepszy. 😉

Ocena: 3/10.

Komentarze