Bezsenność i herbata. | Czerwony Smok myśli.


Kolejny kubek zielonej herbaty. To już chyba drugi litr. Drugi litr w ciągu godziny. To już chyba uzależnienie. Uzależnienie od herbaty. Od herbaty i od leków. Przeciwbólowych, ale zawsze. Tabsy leczą ból. Herbata również, tylko słabiej. Jednak chyba szybciej, ale tabletki na dłużej. Tabletki leczą ból. Nie tylko ten fizyczny. Psychiczny również, tylko trzeba więcej zjeść. Lubię jeść. Nie wiem, co bardziej, tabletki czy spaghetti. Ale lubię. Makaron mogłabym jeść na okrągło. Z czasem sama stałabym się okrągła. A może właśnie taki jest sens? Sens życia - żreć. Żreć i tyć. A dlaczego by nie? W końcu najedzony człowiek, to dobry człowiek. A może to tylko tak u kobiet działa? Jak kobieta zła, to na bank głodna. Głodna albo jej zimno. Albo ma okres. A jak się zejdzie wszystko na raz? To wiej chłopie, gdzie pieprz rośnie. Ewentualnie posyp ją pieprzem. Albo po prostu pieprz. Niezadowolona kobieta, to zła kobieta. 

Mój ulubiony szary kubek powoli ukazuje swoje dno. A może to już moje dno? Dno egzystencjalne. Egzystencjalny paw. Paw, którego powinnam puścić ja. A może jednak zwykły dół, nie dno? Dół, który kopię sobie sama, a może nie ja. Może ktoś. Ktoś, kto pomoże mi do niego wpaść. A może ciągnie mnie tam ze sobą? A może to ja kogoś tam ciągnę? Co jeśli ja już jestem na dnie? Może spadam na dno, może wręcz przeciwnie? Może chcę się z niego wydostać? A jeśli tylko potrzebuję pomocy? Jeśli potrzebuję tylko kogoś, kto poda mi pomocną dłoń? A jeśli zamiast ręki, poda mi brzytwę? Co prawda nie tonę. Raczej się duszę. Duszę w moim świecie. W moim życiu. W moim pokoju. We własnym łóżku. W łóżku, w którym powinnam spać, nie umierać. A umieram. Umieram z każdą minutą, w której nie mogę zasnąć. Z każdą minutą, która staje się godziną. Z każdą godziną, która mija. Mija, i nagle nastaje dzień. Może nie tak nagle. Na pewno nie. Noc jest długa. Strasznie długa. Cicha noc. Cicha dla innych. Głośna dla mnie. Okropna. Najcichszy dźwięk. Dźwięk, który dla innych jest wręcz niesłyszalny, dla mnie jest jak eksplozja. Wybuch. Wybuch bomby. Atomowej? Jądrowej? Wszystko jedno. Jeden chuj. 

Kubek już zupełnie pusty. Ostatnia kropla herbaty. Prawie jak  ostatni oddech. Oddech, który tak rozpaczliwie staram się złapać. Jak ostatnia kropla krwi, która krąży w moich żyłach. Skończyła się herbata. Tak jakby miałby skończyć się świat. Mój świat. A może tylko ja? Może tylko ja się kończę. Znikam. Pozostanie ze mnie tylko cień. Potrzebny tylko cień. Cień szansy. Szansy, że mam szansę. Ale szansę na co? Czego ja właściwie chcę? Dlaczego mi tak źle? Dlaczego każdy ruch sprawia ból? Dlaczego ból towarzyszy mi na każdym kroku? Wolnym kroku. Z pokoju do kuchni. Z kuchni do pokoju. Z kubkiem herbaty w jednej ręce. A w drugiej? W drugiej książka. A jakby inaczej! Herbata i książka. Czego więcej może mi do szczęścia brakować? No czego? SNU! Chcę snu. Potrzebuję snu. Tylko i wyłącznie snu. Nie godziny, dwóch. Całej nocy. Przespać całą noc. Chcę spać. Po prostu spać. Spać i wyspać się. Tylko jak, skoro nadziei już brak? I nadziei i sposobów brak. Po prostu żyć, nie umierać. A może faktycznie czas już umrzeć? Ale tylko tak na chwilę. Aby przez chwilę mieć poczucie, że się spało. Spać snem wiecznym. Dosłownie na chwilę. Na sekundę. Może to jest to? 

Komentarze