Głosy w mojej głowie! - Rozdział 1



Stała przede mną cała zapłakana. Kompletnie wystraszona i jednocześnie podekscytowana próbowała wytłumaczyć, co się stało zaledwie pół godziny wcześniej. Nigdy nie wiedziałem jej w takim stanie, a przynajmniej nie aż w takim. Zawsze była inna. Może nie tyle inna, co wyjątkowa. Wyjątkowa inaczej. Trochę wyobcowana a zarazem pełna uczuć. Uczuć, których bała się okazać. Uczuć, które w niej zabili. Najgłębszych uczuć. Bała się odrzucenia. Bała się Go. Tego, który od zawsze ją krzywdził. Krzywdził, a nikt nie reagował. Nikt, dopóki nie poznała mnie...

Stała teraz przede mną ubrana w podarte ubrania. Widocznie musiała znowu próbować, pomyślałem. Patrząc w jej szare, zaczerwienione już oczy, widziałem, że już nadszedł czas.- Już czas! - wyszeptała, a w jej oczach pojawił błysk. Ten słodki, a jednak okrutny błysk.
- To musiało w końcu nadejść, na pewno tego chcesz? - Zapytałem, mimo, że znałem już odpowiedź. - To się stanie dziś.
Nic więcej już nie odpowiedziała. Wychodząc z domu złapała mnie za rękę. Była zimna. Jak zawsze.
Musieliśmy się śpieszyć, do północy zostało zaledwie dwadzieścia minut. Niewiele, pomyślałem, ale musi się udać! Dzisiaj musi! Skręciliśmy w uliczkę prowadzącą do jej domu. Zaczynało już padać, ale nawet deszcz nie mógł dziś nic popsuć. Deszcz mógł nam jedynie pomóc. Ona kochała deszcz. Dodawał jej siły. Mocy. Widziałem to. Mimo, że była przemoczona i zmarznięta, była szczęśliwa. W tej chwili nie można było odkryć czy to przez ten deszcz, czy jednak przez to, co miało się za chwilę stać. 
Staliśmy pod jej domem. Wystarczyło przekroczyć przez próg i po prostu zrobić to, co planowaliśmy od miesiąca. To była idealna okazja. Był sam w domu. Nikt nam nie mógł przeszkodzić. Nikt. No dalej, wejdź tam. To się naprawdę dziś stanie. Nie opieraj się. 
- Chodźmy - ponaglałem.
- Na pewno tego chcesz? - zapytała.
Chcesz tego! Uwierz mi.
- Taa...
- Chcesz!? - zaczęła się denerwować. Wiedziałem, że to zły znak.
- No tak, chcę.
Idź tam! Musisz to zrobić! Ona niczego nie podejrzewa! Zrób to!
Nachyliła się, spojrzała mi głęboko w oczy i wyszeptała:
- Chodźmy. Będzie dobrze. Nie martw się.
Nie chciałem tam wejść. Jednak nie mogłem jej odmówić. Wiedziałem, że to się źle skończy. 
Nie mogłem zawieść. Nie mogłem, ale nie wiedziałem kogo. Kochałem ją. Ale On... Ten, który od zawsze mieszka w mojej głowie. Ten, który zawsze był ze mną. Ten, który zawsze podpowiadał mi, co mam zrobić. Nie mogłem Go zdradzić. Chciałem, ale nie mogłem. Jednak, nie chciałem również jej skrzywdzić. Chciałem ją mieć tylko dla siebie. Chciałem, by była tylko dla mnie. Chciałem... ale ona wybrała innego. Wybrała tego, który ją rani. Tego, który dzisiaj również ją zrani, a ona chciała skrzywdzić Go. Ale Głos, mój głos, mówił mi, że to właśnie ją muszę skrzywdzić... Nie chciałem. Musiałem!

Kiedy przekroczyliśmy próg jej domu, poczułem, że już nie mam odwrotu. Panowała tu dziwna atmosfera. Wszędzie pełno śmieci, a odór unoszący się w powietrzu przyprawiał o mdłości. Wchodziliśmy po schodach. Strasznie skrzypiały i gdyby nie to, w domu panowałaby zupełna cisza. W ciemnym pokoju siedział On. Sam. Na środku leżały puste butelki po piwie. Jedna się nawet potłukła. Siedział pod ścianą, ledwo już kontaktował. Widocznie M. już go wstępnie przygotowała. Teraz wystarczyło to tylko dokończyć. Wystarczyło dokończyć dzieła. 
Wiesz co masz zrobić! Teraz! Zatłucz tę sukę!
- Zamknij się! - krzyknąłem.
- Słucham!? Co Ci odwala? - zapytała zdziwiona.
Zatłucz ją!
- Kurwa, zamknij się!
- Pojebało Cię!? Co się z Tobą dzieje?
Teraz!
- Nie! Nie zrobię tego! Nie zabiję Cię! 
- Cooo!? O czym Ty mówisz? - była bliska płaczu. Nie mogłem jej zranić. Musiałem się od niego uwolnić. Czułem jak rozsadza mi głowę. Nie wiedziałem jak się wyzwolić. 
- Pomóż mi... - prosiłem i padłem na kolana. Nie wiedziała, co się dzieje. Była zdezorientowana. 
- Ale jak? Co się dzieje? Nie wiem, co...
Ból był nie do wytrzymania. To była moja ostatnia szansa. Musiałem coś zrobić, tylko co? Patrzyła na mnie. M., ona się chyba o mnie martwiła. Spojrzałem jej prosto w oczy, była inna. Była... Uczucia. Głos. Głos zawsze mi powtarzał, że nikt mnie nigdy nie pokocha. Właśnie. To jest to. On boi się uczuć. Boi się, że ktoś inny się stanie dla mnie ważniejszy. On... dlatego każe mi ją zabić. On wie. Wie, że tylko ona może mnie wyzwolić. 
- Powiedz, że coś do mnie czujesz! - błagałem bliski obłędu. - Proszę!
- Ale... Ale ja nie wiem jak.
- Proszę! - wyszeptałem i opadłem na ziemię. 
Nie powiedziała nic. Jednak zrobiła coś więcej. Pocałowała mnie. Pocałowała mnie, a na policzku poczułem jej łzy. Łzy szczęścia. Zamknąłem oczy i nic więcej z tamtego wieczora nie pamiętam.

Nazajutrz obudziłem się w jej łóżku. Siedziała przy mnie. Była jakaś inna. Była... szczęśliwa! Szczęśliwa ze mną. Nie wierzyłem, że to się dzieje naprawdę. To musiało być zbyt piękne. 
- Co się wczoraj stało? - zapytałem.
- Nieważne. Już wszystko jest w porządku. Już po wszystkim.
- A On? Co z Nim?
- Naprawdę nie pamiętasz? 
- Nie, powiedz co się stało.
- Wczoraj, kiedy straciłeś przytomność i... coś z Ciebie wyszło. To coś, To weszło w Niego. Weszło i oboje zniknęli. Tak po prostu! Rozumiesz? Po prostu zniknęli...

Komentarze