Mari Jungstedt i 'Upadły anioł' | Recenzja


To już mój drugi powrót na Gotlandię. Drugi i być może ostatni. Muszę powiedzieć, że nie wszystkie szwedzkie kryminały przypadły mi do gustu. Ten zdecydowanie nie jest najlepszy.
W powiewach wiosennego wiatru na Gotlandii, Visby świętuje uroczystość inauguracji nowo wybudowanej hali kongresowej, na którą przybywa około pięciuset zaproszonych gości. Aranżer tego wielkiego przyjęcia, Viktor Algard, nie przypuszcza, że jest to ostatnie przyjęcie, jakie organizuje w swoim życiu.Następnego dnia ktoś odnajduje jego zwłoki w budynku hali. Komisarz Knutas próbuje odnaleźć motyw tej zbrodni. Jego podejrzenia dotyczą zarówno groźnego pobicia przypadkowego nastolatka, nieznanego hodowcy owiec, tajemniczej kochanki zamordowanego, jak i jego niegdysiejszego biznesowego konkurenta. Prowadzone dochodzenie stawia komisarza jako ojca nastolatka i szefa policji przed sporym dylematem. Dziennikarz telewizyjny Johan Berg próbuje działać na własną rękę. Jego niedawno poślubiona żona, Emma Winarve, staje się przypadkowym świadkiem kryminalnych wydarzeń i wpada w tarapaty, ryzykując życie.„Upadły Anioł” to mrożący krew w żyłach psychologiczny thriller, obraz dewastacji ludzkiej psychiki, do jakiej może prowadzić toksyczne rodzicielstwo.

Na otwarciu hali kongresowej w Visby zostaje zamordowany, a ściślej mówiąc otruty cyjankiem, Victor Algard - organizator tego wydarzenia. Podejrzanych jest oczywiście kilka osób, każda z nich mogła mieć motyw, w tym kochanka Victora, Veronika Hammar. Komisarz Anders Knutas wraz ze spoją partnerką próbują rozwiązać śledztwo, w trakcie którego wychodzi na jaw, że mężczyzna tak naprawdę był przypadkową ofiarą. A więc kto miał być celem? Gdzie szukać motywów zbrodni? I przede wszystkim, kim jest morderca? 
Wyobrażam sobie śmierć jak bezpieczne ramiona kobiety. Być może to jest tak, że wracamy tam, skąd kiedyś wyszliśmy. W ciało naszej matki, do jej brzucha, w miękką, kołyszącą, cichą ciemność, nie wiedząc, co nas tam czeka. Być może tak jest.
Upadły anioł w dużej mierze opowiada między innymi o macierzyństwie, problemach w małżeństwach i przemocy wśród młodzieży. O tym, jak dzieci wpływają na życie rodziców, a także o tym, jak toksyczni potrafią być rodzice. O tym, jak z pozoru mało ważna decyzja może zmienić całe życie. Autorka skupia się na niszczycielskim wpływie rodzica na życie własnego dziecka, kiedy nie widzi, że je krzywdzi, a nawet uważa, że to dla niego dobre. Mari pokazuje nam również, jak trudno jest być idealnym rodzicem i jak łatwo stracić zaufanie dziecka. 

Przyznam, że sam temat mnie zaciekawił, chociaż rodzicem jeszcze nie jestem, jednak zaczęłam się zastanawiać, jaki wpływ na mnie mieli moi rodzice. 
Żaden człowiek nie jest nigdy w stanie uratować drugiego. Każdy musi ratować się sam.
Natomiast jeśli chodzi o samo śledztwo, nie ma tutaj jakichś wielkich niespodzianek, a sama powieść jest przewidywalna. Policjant z rodzicielskimi problemami, przypadkowa ofiara i cyjanek zamiast rozlewu krwi. Okej, przyznaję, cyjanek to ciekawa alternatywa, spokojna, szybka śmierć, jednak nie ma żadnej spektakularnej akcji, za mało napięcia. 

Nie mogę porównać powieści do poprzednich części, właściwie to czytałam tylko trzeci tom. I muszę przyznać, że We własnym gronie to dużo lepiej napisany kryminał. 

Upadły anioł to mrożący krew w żyłach thriller, psychologiczny kryminał? Niekoniecznie. Jak dla mnie był słaby, jednak jeśli lubisz szwedzkie kryminały, to może tobie akurat przypadnie do gustu. ☺

Moja ocena: 5/10

Komentarze